poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Święta,święta...

I po świętach.

Niestety : ( . A było tak fajnie...

Upiekliśmy chyba z 10 mazurków.
Później okazało się, że nikt nie miał czasu dorobić masy, a dwie blachy pozostały wyklejone ciastem. Ktoś pewnie może pomyśleć , że pozostanie ono nie tknięte,ale gdzie tam.
Na 100 procent zjemy je do końca tygodnia.

Odbyło się też szukanie prezentów od zajączka.
Tym razem szukaliśmy ich, aż trzy razy.
Dostałam masę słodyczy i pieniądze.
To drugie trochę mnie zdziwiło, ponieważ w naszej rodzinie nie daje się pieniędzy np. na urodziny.
Wyjątkiem są te od dziadków, lub wujka na wakacje, albo lody.
W tym roku , dostałam ich tyle, że już planujemy , z siostrą, zakupy.

Przez Wielki Czwartek,Piątek i Sobotę zajmowałam się taż rodzeństem.
Niby siedmio i dziewięcioletnie dzieci umieją się same sobą zająć, ale w większości przypadków, po prostu urządzają bitwę na poduszki i zrzucają się z łóżek.
Niestety, ostatnio mają fazę na spadające małpki i musiałam w to grać dziesięć razy dziennie.

A dzisiaj był śmigus dyngus i po wtargnięciu do mojego pokoju, o siódmej rano, przez Kamilę i Michała, pokój przypominał środek oceanu...

3 komentarze:

  1. O ja jeszcze nie zaznałam tej nowej zajączkowej tradycji. Chociaz od znajomych słyszę, że niektórzy też sie w nią bawią. A kasa to najlepsza jest, ja tam wolę sama wybierać prezenty. Tylko wtedy wole niespodzianki gdy można liczyć na kogoś kto mnie zna i że sie postara. W przeciwnym razie już lepiej samemu sobie coś kupić co sie potrzebuje. U nas na urodziny ostatnio modne karty podarunkowe np z Empiku albo innych sieciówek.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tyle słodyczów *-*
    *treściwe komentarze, bo nie mam weny:(*

    OdpowiedzUsuń